„Diabli nadali” – Olga Rudnicka z wizytą w Miejsko-Powiatowej Bibliotece Publicznej w Rypinie
Majowe spotkania z autorami książek, wykładowcami pokazują różnorodność oferty biblioteki, która stara się wypełnić każdą lukę w kulturalnej przestrzeni. Wizyty gości bawią, uczą, umilają wolny czas. Nie inaczej było we wtorkowe popołudnie (23 maja 2017 r.), kiedy daliśmy się porwać kryminalnej rzeczywistości, którą z humorem kreuje dla swoich czytelników Olga Rudnicka. Pisarka jest młodą osobą, ale ma na swoim koncie już kilkanaście „skarbków”. Tak bowiem autorka nazywa swoje książki, z którymi od pierwszej zapisanej linijki wiąże się emocjonalnie. Oprócz książek, od których pisania jest uzależniona, uwielbia zwierzęta, naturę, jazdę konną, rytmy latynoamerykańskie, szczególnie salsę; nie lubi – i już raczej nigdy nie polubi – kawy i hipokryzji. W czasie, gdy nie pisze i nie czyta swoich ukochanych pisarzy (m. in. J. Chmielewska, Z. Miłoszewski, K. Puzyńska, R. Mróz, S. King, T. Gerritsen, D. Koontz, J. Deaver), działa na rzecz jednego ze schronisk dla zwierząt. Stąd prośba skierowana do czytelników o przyniesienie na spotkanie karmy dla zwierząt, żwirku i różnych innych akcesoriów niezbędnych do pielęgnacji zwierzaków. Czytelnicy nie zawiedli, przynosząc ze sobą wszystko to, co mogłoby się przydać podopiecznym schroniska.
Jaka jest na co dzień autorka trylogii o perypetiach pięciu sióstr Natalii Sucharskich – Natalii 5, Drugi przekręt Natalii, Do trzech razy Natalie, Martwego Jeziora, Zacisza 13, Czy ten rudy kot to pies? To krnąbrna, roztrzepana, nie umiejąca się nawet przez chwilę nudzić, zawsze podążająca za swoimi marzeniami artystka, w dodatku wielbiąca całą sobą swoich czytelników. „Wszystkich czytelników złapałabym, wyściskała, wycałowała, wylali tyle miodu na moje serce, bo nie spodziewałam się takiego odbioru” – to zdanie skierowane do miłośników jej prozy jest dowodem wdzięczności za frekwencję na spotkaniach autorskich, za rozmowy nt. treści i bohaterów jej książek. Przebojowość, śmiałość sprawiły, że swój pierwszy maszynopis wysłała bezpośrednio do kierownika redakcji literatury polskiej w wydawnictwie Pruszyński, a na odpowiedź nie czekała rok, czy dwa lata, jak musi większość autorów. Zaledwie po dwóch dniach otrzymała zaproszenie do Warszawy, ponieważ wydawnictwo bardzo chciało się przekonać z kim ma do czynienia. Autorka na początku się łudziła, że będzie wydawać pod pseudonimem, nie chciała się ujawniać, wolała pozostać anonimowa i pisać w zaciszu swojego pokoju kolejne powieści. Rozgłos medialny, który zazwyczaj towarzyszy promocji był dla Olgi Rudnickiej przerażający. I na szczęście dla nas, czytelników, ten pomysł nie przypadł do gustu prezesowi wydawnictwa, który skrytykował pisanie incognito, wówczas miał już pomysł na dobrze się zapowiadającą prozaiczkę. Nagłośnienie debiutu młodej, obiecującej pisarki było priorytetem dużego warszawskiego wydawnictwa, które wiązało z Olgą Rudnicką duże nadzieje.
Odpływanie od rzeczywistości to główny „grzech” autorki, ale dzięki tej cesze zawsze się pojawiały pomysły na kolejne fabuły. Zaczytywanie się od najmłodszych lat kryminałami napędzało wyobraźnię autorki, najpierw były mroczne sny, następnie przekuwanie sennych wizji na powieści. A my możemy cieszyć się stworzonymi prze autorkę kryminałami, które dostarczają dreszczyku grozy oraz potężnej dawki humoru.
(Natalia Baran)